Za wszystko w swoim życiu trzeba zapłacić, prędzej czy później. Uczynki popełnione w przeszłości wracają po latach jak bumerang. Siostry, które były najlepszymi przyjaciółkami, poróżnił jeden facet. To, co wtedy wydarzyło się, rozdzieliło owocowe siostry, Jagodę i Malinę, na dwadzieścia długich lat. Nawet śmierć rodziców i ich pogrzeb nie zdołały pogodzić sióstr, które wciąż ze sobą nie rozmawiają. Czy dom rodzinny spowoduje, że kobiety zakopią w końcu topór wojenny? Czy Jagodzie i Malinie uda się odbudować dawne relacje?
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, a w ustabilizowanym życiu sióstr szykują się wielkie zmiany, których nawet nie przeczuwają. Los potrafi zaskakiwać w najmniej spodziewanym momencie – zwłaszcza wtedy, gdy wszystko wydaje się być poukładane i działać jak w szwajcarskim zegarku.
Jagoda ma piękny dom, kochającego męża, pracę, którą uwielbia, lecz do pełni szczęścia brakuje jej dziecka. Kiedy decyduje się na adopcję ośmioletniego Piotrusia – chłopca, który po brutalnym pobiciu przez matkę i jej konkubenta leży w szpitalu, jej mąż stanowczo się temu sprzeciwia. Jagoda nie wie, że człowiek, którego kocha ponad życie i któremu bezgranicznie ufa, skrywa tajemnicę, mogącą zmienić wszystko. Gdy prawda wychodzi na jaw, jedyne, co przychodzi Jagodzie do głowy, to powrót do rodzinnego domu, w którym nie była od lat.
Malina wraz z mężem prowadzi dobrze prosperujące gospodarstwo, które przejęli po jego rodzicach. Okazuje się jednak, że sytuacja finansowa nie jest idealna, ponieważ jej mąż przeinwestował, co doprowadziło do poważnych problemów. Jedynym ratunkiem wydaje się sprzedaż rodzinnego domu Maliny, który stoi pusty. Aby tego dokonać, kobieta musi skontaktować się z siostrą, ponieważ połowa spadku należy do niej. Czy presja ze strony męża skłoni Malinę do rozmowy z siostrą? Czy znajdzie w sobie siłę, aby po latach milczenia poprosić siostrę o zgodę na sprzedaż domu?
„Chata pod starym świerkiem” dostarczyła mi mnóstwa emocji i skłoniła do refleksji, a takie książki lubię najbardziej. Uczucia i rozterki bohaterów zostały oddane w niezwykle realistyczny sposób, co wzbudziło mój szczery zachwyt. Znakomite kreacje postaci sprawiły, że jednych polubiłam od razu, a innych niekoniecznie. Czasami miałam ochotę potrząsnąć niektórymi z nich z powodu ich bezmyślności, braku refleksji, empatii i zadufania w sobie. Z drugiej strony były postacie, które od razu zdobyły moją sympatię, na przykład Jagoda i Malina. Jagoda to ciepła i serdeczna kobieta z dobrym sercem, która zaznała wielu krzywd od najbliższych. Natomiast Malwinę zaczęłam lubić dopiero po głębszym poznaniu jej historii. Zrozumiałam, że życie na wsi oraz presja lokalnej społeczności doprowadziły ją do wyborów, które miały nieodwracalny wpływ na innych.
Nie do wiary, jak ludzie potrafią pokomplikować swoje losy. Zamiast żyć spokojnie i cieszyć się tym, co mają, można odnieść wrażenie, że celowo igrają z losem, wchodząc na grząski grunt. Na wszystko w życiu trzeba zapracować, a gdy już się to osiągnie, warto o to dbać i pielęgnować. Troszczyć się o to, by dodawało nam wiary i nowej energii – dzięki temu nie stracimy szacunku do samych siebie, a więzi rodzinne nie tylko przetrwają, lecz także się zacieśnią.
Kolejny raz autorka pozytywnie mnie zaskoczyła, ponieważ „Chata pod starym świerkiem” to nie tylko opowieść świąteczna, lecz także powieść o życiu pełnym niespodzianek, nie zawsze przyjemnych. Pokazuje, jak wiele zależy od nas samych, od naszych wyborów i tego, jakimi jesteśmy ludźmi.
Wioletta Piasecka opisała chyba najbardziej szaloną Wigilię wszech czasów. Poruszyła mnóstwo problemów życia codziennego: brak komunikacji między partnerami, zdradę i jej konsekwencje, aborcję oraz zmagania z jej skutkami, przemoc domową i możliwość adopcji. Było wiele łez, kłótni i wzajemnego obarczania się winą, ale po rachunkach sumienia nadeszła zgoda, wybaczenie i pojednanie – bo to przecież Boże Narodzenie.
„Chata pod starym świerkiem” to przepiękna historia pełna optymizmu, otulająca serce. Oprócz opisów trudów życia codziennego zawiera ona piękne przesłanie, że w jedności siła. W rodzinie tkwi moc, a chata pod świerkiem odgrywa rolę symbolu, który pozwala dawnym mieszkańcom odnaleźć to, co zagubili w codziennym życiu, biegając za czymś, co w końcu i tak nie przyniosło im szczęścia. Autorka podkreśla znaczenie rodzinnych więzi, uświadamiając, jak często nie dostrzegamy tego, co mamy tuż obok siebie, oraz jak silna jest w nas potrzeba miłości i bliskości. Pokazuje, że czasem do szczęścia wystarczy naprawdę niewiele, a osiągnięcie sukcesu kosztem więzi rodzinnych to jedynie iluzja o słodko-gorzkim smaku. Budowanie szczęścia na krzywdzie innych przyniesie więcej strat niż zysków, ponieważ za wszystko w życiu trzeba zapłacić.