Autorem książki jest Marcin Adamiec, który, jak sam twierdzi był zwykłym księdzem z żarliwym powołaniem. Jednak okres, który spędził w seminarium, pomimo nadziei i niecierpliwego oczekiwania, okazał się przełomem w jego życiu. Jego doświadczenia i obserwacje sprawiły nie tylko, że zupełnie porzucił dotychczasowy plan na życie, lecz także kompletnie stracił wiarę...
"Zniknięty ksiądz. Moja historia" wydaje się być kolejną z pozycji uchylającą nieco rąbka tajemnicy, którą owiane jest życie kleru. W obliczu coraz głośniejszych skandali, szeregi kościelne wywołują coraz większe zainteresowanie, a osoby niegdyś związane z kościołem mają lepsze możliwości, by opowiedzieć swoją historię. To właśnie uczynił Marcin Adamiec, jednak nie kieruje on głównej uwagi na zjawiska, które w kościele absolutnie nie powinny się pojawiać, lecz przedstawia kościół jako instytucję pełną smutku, samotności, odosobnienia.
Należy zaznaczyć, że przedstawiane historie są fabularyzowane, a sam autor podsumowuje swoją książkę uwagą, że nie należy jej odczytywać jako reportażu czy oskarżenia. Jego historii wbrew tytułowi także nie znajdziemy na kolejnych stronach. Nie umniejsza to jednak wartości książki, a przytoczone wydarzenia, nawet jeśli są jedynie anegdotyczne, jasno oddają problemy kleru.
Książka podzielona została na trzy bloki, w których nieco zmieniają się perspektywa oraz bohaterowie. Zaczynamy od pierwszej, która stanowi zbiór krótkich anegdot z życia osób duchownych, widzianych nieco z boku. Kolejna część to bardziej prywatna historia i wspomnienia zmagań z kościelną codziennością i z własnymi słabościami. Ostatnia natomiast jest przedstawiona w najbardziej intymny, a także subiektywny sposób, a Marcin Adamiec koncentruje się na okolicznościach, które to jego doprowadziły do porzucenia kapłaństwa.
Książka epatuje przede wszystkim smutkiem i samotnością, jeśli pojawiają się patologie, nie są one oceniane, jak moglibyśmy się spodziewać po takiej perspektywie. Autor zwraca uwagę na problemy księży, które mogą mieć także ludzie niezwiązani z kapłaństwem. Jednak w strukturach kościołach każdy człowiek zostaje z nimi sam. Bez wsparcia współbraci, rodziny, specjalistów czy w końcu wspólnoty, której służy.
Wniosek płynący z książki Adamca jest bardzo przygnębiający. Kościół jest zepsuty od samych korzeni, a ludzie, którzy go tworzą borykają się nie tylko z barierami systemowymi, ale także tymi ludzkimi, które od lat tkwią w błędnych przekonaniach.
Warto się przekonać, czy te ponad dwieście stron historii kościoła widzianej także od wewnątrz może być iskrą chociaż do zmiany perspektywy.