4.0
2023-10-18Recenzja zweryfikowanaPRZESZŁOŚĆ NIGDY NIE ŚPI
Colson Whithead. No biorę w ciemno odkąd przeczytałem jedną tylko powieść. Czasem tak się zdarza, że coś trzepnie, kupi totalnie no i tu mnie trzepnęło, kupiło, więc musiałem sięgnąć i po „Reguły gry”. Nieważne, że nie czytałem pierwszej części tej historii, opisanej w „Rytmie Harlemu”. I nie żałuję. Raz, że rzecz jak zwykle wyśmienita jest, doskonale napisana i przejmująca, dwa, że znajomość poprzedniej odsłony cyklu (dylogii właściwie na chwilę obecną) nie jest wcale aż tak wymagana, by wniknąć w świat i losy bohatera i zachwycić tym wszystkim. A jest czym, choć miałem pewne obawy, bo tematyka totalnie nie moja bajka.
Lata 70. XX wieku. Roy Carney wiedzie uczciwe życie, prowadzi sklep meblowy w Harlemie, przeszłość zostawił za sobą i wszystko wydaje się iść w dobrym kierunku. Przynajmniej do chwili, kiedy córka prosi go o pozornie niewinną rzecz – bilety na koncert The Jackson 5. Problem w tym, że nie jest to wcale łatwe zadanie i Carney będzie musiał poprosić o pomoc gościa, którego kiedyś znał, Munsona, policjanta, a zarazem kogoś, kto załatwić potrafi wszystko. Ale wiadomo, takie przysługi mają swoją cenę i to taką, którą nie zawsze warto jest płacić… I tak zaczynają się problemy, którym Carney nie da rady. A przynajmniej nie sam, ale czy pomoc, jaką otrzyma, wystarczy?
Ja i tematy przestępcze, gangsterskie i cała ta bajka… No nie po drodze mi. Uwielbiam to u Tarantino, bo on genialnie bawi się konwencją, zachwyca dialogami i ogólnie zamiast iść w powagę, robi to z humorem i lekkością, choć brutalnością. No, ale kiedy taki pisarz, jak Whitehead, można spodziewać się, że rzecz będzie satysfakcjonująca dla tych, którzy w takim ulicznym brudzie nie przepadają się nurzać. Bo przecież to zdobywca National Book Award i dwóch Pulitzerów, uhonorowanego National Medal Of Arts. Czyli wyższa półka, a pisze wyśmienicie. Więc mimo obaw tematycznych, oczekiwania miałem wielkie i…
I sprostał Whitehead. Jak się spodziewałem, to opowieść o ludziach i o czasach. To nie historia akcji, nie sensacyjne wrażenia – choć tych też nie brakuje – a znakomite wniknięcie w to, co najważniejsze. Czyli bohaterów właśnie, realia i brud otoczenia. Reszta to w sumie pretekst, zobaczcie jaki niepozorny zresztą, jakby samo to miało podkreślić jak bez znaczenia są generyczne elementy (z jednoczesnym ukazaniem, jak nawet niepozorna sprawa może zniweczyć nasze starania czy zrzucić nam na barki koszmarny ciężar), który służy autorowi do zgłębienia nas samych i opowiedzenia o rzeczach, które autentycznie go interesują. No i te rzeczy w jego wykonaniu są autentycznie frapujące, zachwycające, genialnie skomponowane, poruszające…
Robi to wszystko wrażenie, wciąga, wymaga od czytelnika, wiadomo, w końcu to nie lektura lekka, prosta i przyjemna, ale jakże wiele daje w zamian. Jak satysfakcjonuje, jak dopieszcza nasze zmysły i poczucie estetyki samym już tylko pisarstwem, tym, jak łączy i dobiera słowa, dzięki czemu cała reszta wybrzmiewa jeszcze mocniej. Ot warto, jak mało co, pod każdym względem i tyle.