„Znajomi chwalą się na profilu społecznościowym, że byli na spływie kajakowym. Jadę zatem do nich. – Tak, byliśmy trzy dni na spływie Czarną Hańczą i Kanałem Augustowskim. Pokonaliśmy po raz pierwszy kajakiem trzy lub cztery śluzy. – A seks? – pytam. – Był też seks kajakowy? – O seksie niewiele możemy powiedzieć, gdyż płynęliśmy grupą 30-osobową – odpowiada znajomy. – Nikt z tej grupy nie dobierał się w parki? – pytam. – Naprawdę nic nie było słychać przez ścianki namiotu? – Nocowaliśmy w domkach kempingowych – odpowiada znajomy. – Przez ściany było słychać chrapanie i pierdzenie. Ale miłosnych westchnień nie było. Może dlatego, że wszyscy w naszym wieku: pięćdziesiąt plus”.
„Na brzegu spotykam Martę. Marta pisze piękne książki o pszczołach. Teraz ma jednak na bluzie napisane „Przewodnik turystyki kwalifikowanej”. – Życie seksualne kajakarzy? Na lądzie mam ci opowiadać? To na wodę trzeba wypłynąć. Tam ci wszystko ze szczegółami opowiem”.
„Słuchałem tych nocnych opowieści i układały się w jeden obraz. To nieważne, czy na kajaku, czy też na spływie. Nieważne, czy w trzcinach, czy na pełnym jeziorze. Nieważne, czy na pieska, czy też na misjonarza. Nieważne kto za co łapie, co ściska i co gdzie wkłada. Ważne jest coś innego… Aby nocą wśród przyjaciół przy ogniu usiąść. I wskoczyć do wody tak, aby jak najwięcej osób ochlapać”.
„O życie seksualne kajakarzy pytam. – Nigdy nie brałem udziału – odpowiada zdecydowanie. – I nie zamierzam! Ojciec mnie zawsze ostrzegał przed seksem w kajaku. Ojciec mój za młodu wypłynął kajakiem z piękną dziewczyną. Ukryli się w trzcinach. I wszystko było jak w bajce. Tyle że już po wszystkim ojciec nijak do kajaka wsiąść nie potrafił! Miotał się w tym błocie i trzcinach, coraz większy śmiech pięknej dziewczyny budząc. Dlatego mi zawsze powtarzał: „Synu! Unikaj kajaków! Cóż z tego, że będziesz jak latynoski ogier, gdy przy wsiadaniu w trzcinach ugrzęźniesz!”.