Matthew McConaughey. Gwiazda Hollywood, mężczyzna, do którego wzdychały i cóż, szczerze mówiąc pewnie nadal wzdychają, tysiące (jeśli nie więcej) kobiet. Idealna twarz komedii romantycznych, utalentowany jednak w wielu dziedzinach i dający popis swoich umiejętności w różnego rodzaju filmach. Laureat wielu nagród, w tym tej najbardziej prestiżowej - Oscara. To fakty z życia, które każdy mieszkaniec globu, przy pomocy wyszukiwarki lub własnej wiedzy, jest w stanie powtórzyć. A jaki naprawdę jest Matthew? Jaką drogę przeszedł, by stać się tym, kim dziś jest, dla swoich bliskich? Czy zawsze towarzyszyły mu zielone światła, a może po prostu nauczył się cierpliwie ich wyczekiwać, ignorując te czerwone i umiejętnie lawirując na pomarańczowych? Prawdziwy obraz tego człowieka wyłoni się po lekturze tej książki. Zarówno autobiografii jak i biografii czytałam wiele i z całą pewnością mogę stwierdzić, że ta jest wyjątkowa. Wyróżnia się przede wszystkim swoją nietuzinkowością. Na próżno tu szukać dokładnych dat, suchych faktów, przytaczania nudnych statystyk czy powiązań. To zbiór opowieści o życiu Matthew od lat jego młodości, zahaczający także o bliskie mu osoby. Niektóre historie są śmieszne, niektóre smutne, niektóre wstrząsające, a jeszcze inne pouczające. Łączy je to, że każdą z nich czytamy z zapartym tchem. Ta książka jest napisana w niesamowity sposób, bez zbędnego patosu czy przemyślanej i zaplanowanej fabuły. Podczas lektury czujemy się tak jakby Matthew usiadł z nami przy barze i zaczął snuć ciekawe opowieści ze swojego pięćdziesięcioletniego życia. To właśnie dzięki temu zabiegowi, tak prostej, a jednocześnie trafiającej do czytelnika narracji, książkę się wręcz pochłania. Nie trzeba być wielkim fanem aktora (osobiście nie jestem) żeby czerpać satysfakcję z lektury. Ponieważ przez tę pozycję po prostu się płynie i z niecierpliwością poznajemy kolejne opowiastki z jego życia. Tym samym poznajemy zwykłego człowieka, który przeszedł całkiem sporo, lecz dzięki temu wyciągnął także wiele interesujących wniosków, którymi teraz się z nami dzieli. "Zielone światła" to opowieść o mężczyźnie, który pokonał wiele przeciwności losu ale też z całego mnóstwa sprzyjających okoliczności skorzystał. To historia dziecka, które doskonale wiedziało czym jest twarda miłość, a jego rodzinne dzieje bywają naprawdę zdumiewające. I choć dla postronnego obserwatora sytuacja jego rodziców i braci może wydawać się co najmniej dziwna w wielu aspektach, to nie można wątpić w moc uczucia, jakim się darzyli. Towarzysząc mężczyźnie w podróży przez najistotniejsze fakty z jego życia, z całym przekonaniem mogę stwierdzić, że w wielu momentach byłam zdumiona. Jedno natomiast trzeba mu przyznać, nigdy nie obawiał się podążać za intuicją i wewnętrznym głosem, a także przeżył całe mnóstwo przygód, które go w pewien sposób określiły. McConaughey nie ukrywa, że przeszedł przez dość burzliwy okres w swoim życiu, zachłyśnięty sławą i wszelkimi dobrami, jakie się z tym wiązały i uważam to za duży atut książki, bowiem nie boi się on przyznać do własnych porażek i błędnych skrętów obranych na drodze zwanej życiem. Nie próbuje też czytelnika na siłę przekonać do swoich wierzeń i wartości, którymi się kieruje, po prostu swobodnie się nimi dzieli, podobnie jak przemyśleniami, które nachodziły go przez ostatnie dziesięciolecia na podstawie zdobywanych doświadczeń. Warto także podkreślić, że książka jest naprawdę pięknie wydana. Mnóstwo zdjęć, sentencji i notatek uprzyjemnia lekturę i dodaje jej barw. Już dawno nie czerpałam tak ogromnej przyjemności z czytania tego typu pozycji i autentycznie jestem pod jej ogromnym wrażeniem. Bije z niej miłość do życia, do aktorstwa, do ludzi, ale także duża pokora oraz warte się pochylenia nam nimi kwestie, które dają do myślenia. A co w tym wszystkim jest najistotniejsze? "Po prostu żyj" jakby powiedział Matthew. Ogromnie polecam!