4.0
2025-02-24Recenzja zweryfikowanaMarek Stelar zaskarbił sobie moją sympatię cyklami o „Nadkomisarzu Rędzi” i „Aspirancie Przeworskim” Jego nazwisko na okładce książki było dla mnie gwarancją lektury na najwyższym poziomie. Kryminały, które miałam okazję przeczytać, były wyjątkowej jakości – pisane z pasją, pełne tajemnic, zbrodni oraz ludzkich ułomności, które do nich doprowadziły. Historie dopracowane w każdym calu, poprzedzone doskonałym research'em, to historie, które wymagały od czytelnika skupienia i dokładnej analizy kolejnych odkrywanych faktów.
Od pewnego czasu mój ulubiony autor poszedł w stronę komercji – pisze więcej, ale niestety nie są to już te same książki, na które liczyłam. To nie są te kryminały, które kiedyś mnie tak zachwyciły. To wciąż dobre książki, które mogą przypaść do gustu czytelnikom, ale w zalewie podobnych tytułów na rynku nie wyróżniają się już niczym szczególnym i z pewnością nie zapadną mi w pamięć. Za miesiąc czy dwa nie będę już pamiętała, o czym czytałam. „Kątnik” również nie wywarł na mnie takiego wrażenia, jakiego się spodziewałam, mimo że autor w posłowiu zdradził, na kim wzorował postać Mirosława Jaconia. Starał się pokazać, dlaczego bohater jego książki stał się tym, kim się stał. Czy była to jego natura, system, czy może środowisko, w którym dorastał? Autor przedstawił skomplikowane, pełne przemocy relacje z ojcem, choć wbrew pozorom głównym bohaterem nie jest Vogel. Heinrich okazuje się jedynie pionkiem w grze chorego umysłu.
„Ptasznik”, pierwsza część cyklu z Heinrichem Voglem, nie porwał mnie tak bardzo, jak seria z Komisarz Iwoną Banach, ponieważ brakowało w nim emocji i niespodziewanych zwrotów akcji. Mimo to była to interesująca pozycja, którą warto było przeczytać. „Kątnik” niewiele różni się od „Ptasznika”, może jedynie tym, że autor bardziej skupił się na postaci Jaconia, jego przeszłości i motywach działania. Może jestem zbyt wymagająca i marudzę, ale w stosunku do niektórych autorów mam wysoko postawioną poprzeczkę, którą sami tam zawiesili. Zastrzegam też, że nie czytałam „Czarnej wdowy” – ale czy coś na tym straciłam? Chyba nie. I ten zbędny rozdział, w którym Vogel uczy się strzelać, z dokładnymi opisami, jak obchodzić się z bronią… Rozumiem, że autor chciał się pochwalić swoją wiedzą na ten temat, ale moim zdaniem ten fragment był zupełnie zbędny i nic nie wniósł do fabuły. Wciąż polecam książki Stelara, choć nie wiem, jak długo jeszcze. Może autor zdoła mnie czymś zaskoczyć?
Marek Stelar całkowicie skupił się na postaci Miszy, jego przeszłości i poczynaniach w teraźniejszości, podejmując próbę analizy jego psychiki oraz metod działania. Śledztwo Iwony Banach i ekipy policyjnej, przy nieoficjalnym udziale Vogla, stanowi jedynie tło dla działań Jaconia, bo w tym wątku brakuje spektakularnych zwrotów akcji. Misza zawsze pragnął rządzić innymi i manipulować, teraz chce by to policja podążała jego tropem. Gra z Voglem w swoją chorą grę, jednocześnie rozprawiając się ze swoją przeszłością, zostawiając za sobą trupy. Misza na zewnątrz twardy jak stal, wewnętrznie jednak miękki jak Kropla Księcia Ruperta. Jeśli Voglowi uda się znaleźć słaby punkt Miszy, ten podobnie jak ta kropla, rozpadnie się na drobne kawałki.
Czy zakończenie mnie usatysfakcjonowało? Z jednej strony tak, z drugiej nie. Choć fabuła została zamknięta, czuję jednak pewien niedosyt.