Włączył mi się instynkt śledczy – rozmowa z Magdaleną Majcher o powieści „Rakowiska”

przez

16/05/2025

8 minut czytania
5/5 (1 – ilość ocen)

Już 15 maja w ręce czytelniczek i czytelników trafi nowa książka Magdaleny Majcher, jednej z najpoczytniej polskich pisarek. Jej nowa powieść „RAKOWISKA”, kolejna z gatunku fabularyzowanego true crime, to wnikliwa i odkrywcza próba odpowiedzi na pytanie, dlaczego doszło do morderstwa, które wstrząsnęło całą Polską. W wywiadzie dla tantis.pl pisarka opowiada m.in. o tym, jakie emocje w niej samej wzbudziła zbrodnia w Rakowiskach i dlaczego postanowiła opisać tę szokującą historię.

„Rakowiska” to już kolejna twoja książka true crime. Co sprawiło, że zainteresowałaś się właśnie tym gatunkiem? Dlaczego zdecydowałaś się pokierować twoją twórczość w tę stronę?

Każdy temat, który poruszam w swojej twórczości, musi być dla mnie „jakiś”, musi wywoływać we mnie samej emocje, niekoniecznie te pozytywne. Piszę o tym, co mnie interesuje, porusza, denerwuje czy budzi we mnie bunt. Właściwie od zawsze interesowałam się kryminologią i kryminalistyką. Obszarem moich zainteresowań są również psychologia oraz socjologia. Tworząc powieści true crime, tak naprawdę łączę te wszystkie zainteresowania.

Prawdę mówiąc, jako dziecko i młoda dziewczyna nie marzyłam o tym, żeby zostać pisarką. Wydawało mi się, że to za dużo jak na całkiem zwyczajną osobę z niewielkiego miasta, bez znajomości, bez pieniędzy. Miałam jednak świadomość, że pisanie jest tym, co przychodzi mi lekko i przyjemnie – że jest moim naturalnym talentem. Wymyśliłam sobie więc, że zostanę dziennikarką, aby wykorzystać ten dar. Koniec końców okazało się, że rzeczywistość przerosła marzenia, ale to zacięcie dziennikarskie we mnie zostało. Zaczęłam od powieści w stu procentach fikcyjnych, ale w pewnym momencie poczułam, że to przestaje mi wystarczać. I tak właśnie powstała moja pierwsza książka true crime, czyli „Mocna więź”.

Jak trafiasz na historie, które później opisujesz w swoich powieściach? A może to one znajdują Ciebie?

Różnie. Wydarzenia, które opisałam w „Mocnej więzi”, to tak naprawdę sprawa z mojego podwórka. Anna Garska została zamordowana kilkaset metrów od bloku, w którym wówczas mieszkałam. Na historię z „Małych zbrodni” natrafiłam, czytając archiwalny reportaż z 2000 roku i zapragnęłam dowiedzieć się, jak zakończyła się ta sprawa. Wydarzenia, które opisałam w „Rakowiskach” były mi znane właściwie od początku, bo któż nie słyszał o brutalnym zabójstwie pod Białą Podlaską? Kiedy zaczęłam zastanawiać się nad napisaniem kolejnej książki z gatunku true crime, jasnym było dla mnie, że chcę pisać o Rakowiskach. Interesują mnie techniki manipulacji drugim człowiekiem, a sprawa z Rakowisk kojarzy się właśnie z manipulacją – tak przedstawiały to media, że dziewczyna zmanipulowała i namówiła chłopaka, żeby zamordowali jego rodziców. A potem zadzwoniłam do prokuratora, który prowadził to śledztwo i powiedział mi, że jego zdaniem tam nie było żadnej manipulacji, tylko zabójstwo zaplanowane przez dwie osoby. Wtedy już wiedziałam, że nie odpuszczę, włączył mi się instynkt śledczy, musiałam za wszelką cenę dowiedzieć się, co właściwie wydarzyło się w Rakowiskach.

Często opisujesz naprawdę drastyczne wydarzenia – jak ta w nowych „Rakowiskach” czy wspomnianych już „Małych zbrodniach”. Czy te historie zostają w Tobie w jakiś sposób? Czy może wręcz przeciwnie potrafisz oddzielić pracę nad nimi od swojego życia i emocji?

„Rakowiska” przeczołgały mnie emocjonalnie, jak żadna inna książka, choć już wcześniej mierzyłam się z ogromem zła. Każda powieść true crime zostawia we mnie trwały ślad, ale praca nad „Rakowiskami” była dla mnie szczególnie trudna, bo sama mam dwóch synów, a tam chłopak zabił swoją matkę. Podciął jej gardło. Były takie momenty, że musiałam odejść od komputera, żeby poszukać wokół siebie cząstki dobra. To jednak z czasem mija, nauczyłam się już oddzielać pracę od życia prywatnego, jak policjant, który po skończonej służbie wraca do domu. Pokręcę się, czasem popłaczę, powkurzam, przetrawię temat i dochodzę do wniosku, że muszę wrócić do codzienności. Potrafię odzyskać równowagę psychiczną dzięki mojej rodzinie i podróżom – mojej największej pasji.

„Rakowiska” to powieść o jednej z najgłośniejszych spraw kryminalnych ostatnich lat – morderstwie w Rakowiskach, którego dwoje licealistów (18-latek i jego przyjaciółka) dopuściło się na rodzicach chłopaka. Po tylu latach mogłoby się wydawać, że wszystko już zostało w tej sprawie powiedziane. A jednak – ty rzucasz na nią nowe światło, głównie dzięki rozmowie ze skazaną. Jak to się stało, że udało Ci się z nią porozmawiać?

Najpierw, tak jak mówiłam, porozmawiałam z prokuratorem, a potem przeczytałam akta zgromadzone przez Sąd Okręgowy w Lublinie. Było w tych dokumentach sporo informacji idących w sprzeczności z przekazem medialnym. Już ta lektura pozwoliła mi wyrobić sobie opinię na temat wydarzeń w Rakowiskach, ale było kilka luk, które uzupełnić mogli tylko Kamil lub Zuza.

Dlaczego Zuza zgodziła się ze mną porozmawiać? Cóż, chyba dlatego, że już w pierwszym liście wyłuszczyłam jej, co mi się nie zgadza, jak widzę jej osobę i jej udział w sprawie. Myślę, że ważne było dla niej to, że w przeciwieństwie do innych dziennikarzy czy pisarzy, którzy chcieli z nią porozmawiać, widziałam w niej nie manipulatorkę, która zawładnęła umysłem biednego, niewinnego chłopaka, a współsprawczynię tej zbrodni. Napisałam, że chcę to zrobić inaczej, że nie zależy mi na sensacji, tylko na zrozumieniu, dlaczego zaplanowani to brutalne morderstwo, co się z nimi wówczas działo, jakie były ich myśli. Może zgodziła się też dlatego, że nigdy jej nie oceniałam? Nie wiem. Została jej wymierzona sprawiedliwa kara, odsiaduje wyrok 25 lat pozbawienia wolności, a ja nie jestem od osądzania czy oceniania drugiego człowieka.

To na pewno nie była łatwa rozmowa… Jakie uczucia w Tobie wywołała?

Rozmawiałyśmy kilkadziesiąt razy, ale tylko telefonicznie. Kiedy odbierałam pierwszy telefon, bardzo się denerwowałam, bo nie wiedziałam, czego się spodziewać i czy podołam – właśnie miałam po raz pierwszy w życiu przeprowadzić wywiad z osobą skazaną za zabójstwo. Ale Zuza chciała rozmawiać, przygotowała się do tych naszych wywiadów, spisała nawet całą tę historię ze swojej perspektywy.

Niektóre informacje mnie zszokowały, ale zdecydowaną większość wywnioskowałam sama na podstawie informacji z akt. To, co opowiedziała mi Zuza, w naturalny sposób uzupełniało te luki, które powstały po lekturze dokumentów.

Te rozmowy budziły we mnie bunt i niezgodę, przede wszystkim dlatego, że tej tragedii, jak wielu innych, można było uniknąć. Wcześniej było tyle sygnałów ostrzegawczych… Do zabójstwa w Rakowiskach doprowadziło wiele czynników. Nikt nie rodzi się mordercą. Społeczeństwo, które wykluczyło Zuzę i Kamila, było tym samym, które ich ukształtowało. Ale łatwiej jest uznać, że tej zbrodni dokonały potwory, niż zastanowić się nad tym, co ja przeoczyłem/am i jak mogłem/am pomóc pogubionej młodzieży.

Syn zamordowanej pary nie wyraził chęci rozmowy z Tobą. Co robisz w takich sytuacjach, żeby jednak oddać w książce głos lub też perspektywę każdej stronie?

Wykorzystałam zeznania złożone po aresztowaniu chłopaka i w trakcie procesu. Zacytowałam też fragment wniosku, w którym wyraża skruchę i zapewnia o tym, że bardzo żałuje swojego czynu i zrobiłaby wszystko, aby cofnąć czas.

Zawsze staram się sprawdzić informacje co najmniej w dwóch źródłach, tutaj tak było, bo korzystałam z akt, czytałam zeznania świadków, w tym rodziny, kolegów i koleżanek, nauczycieli, sąsiadów, znajomych plus porozmawiałam z Zuzą, ale i tak żałuję, że Kamil nie zgodził się na rozmowę.

Twoje powieści opierają się na konkretnych historiach, ale zawsze mają też szersze, społeczne przesłanie. W posłowiu do książki piszesz nawet: „Rakowiska to ogłuszający alarm ostrzegawczy”. Czy możesz rozwinąć, jaka idea przyświecała Ci, kiedy pisałaś tę powieść?

Tego typu literatura powinna działać prewencyjnie i edukacyjnie. Powinna uwierać pod skórą, skłaniać do refleksji i do bliższego przyjrzenia się otoczeniu. System systemem, ale to również my – społeczeństwo – jesteśmy odpowiedzialni za drugiego człowieka. I ta książka ma właśnie za zadanie uwrażliwiać, bo, jak już wspomniałam, tej tragedii można było uniknąć, gdyby dom i szkoła spełniały swoje funkcje. W przypadku Zuzy postąpiono tak, jak do tej pory niestety robi się w wielu szkołach, kiedy ma się do czynienia z „trudną młodzieżą” – po prostu się jej pozbyto, przekazano problem dalej. Świadkowie mówili o Kamilu, że w ostatnich miesiącach przed tragedią stracił cały zapał, chęci i sens życia. Zauważono to, a jednak nic z tym nie zrobiono. Żadne z zabójców z Rakowisk nie otrzymało w porę pomocy psychologicznej, nie zawiadomiono odpowiednich służb.

A nad czym pracujesz teraz? Czy możemy spodziewać się kolejnego mocnego tematu true crime?

Niedawno oddałam do wydawnictwa powieść, która ukaże się jesienią. Tym razem to stuprocentowa fikcja, „Rakowiska” mnie przeczołgały, musiałam odpocząć od true crime. Stworzyłam więc pokręconą książkę, będącą kombinacją thrillera psychologicznego i powieści obyczajowej o tym, jak od środka wygląda rynek wydawniczy. Po wakacjach biorę się za kolejną książkę true crime.