Joanna Łopusińska, autorka bestsellerowego „Zderzacza” powraca i tym razem zabiera czytelników w niebezpieczny, choć niezwykle wciągający świat matematyki. Jej „ZERO” to rewelacyjny thriller, który trzyma w napięciu od pierwszej strony. O inspiracjach światem nauki, procesie powstawania thrillera naukowego i planach na następną książkę w rozmowie z tantis.pl opowiada Joanna Łopusińska.
Kacper Frączkiewicz: 13 marca premierę miała Pani najnowsza książka „ZERO” jest to niejako kontynuacja poprzedniej powieści „ZDERZACZ”. Czy od razu wiedziała Pani, że napisze ciąg dalszy tej historii? Czy pisząc „ZDERZACZA” wiedziała Pani, że powstanie jej ciąg dalszy?
Joanna Łopusińska: Pisząc „Zderzacza” sądziłam, że będzie to tzw. stand-alone, osobna, samodzielna historia. Jednak moja redaktorka prowadząca zasugerowała otwarte zakończenie, powalające na kontynuację. „Zero” jest sequelem, ale napisanym tak, żeby można je było czytać jako samodzielną opowieść.
K.F.: Jest Pani z wykształcenia plastyczką oraz egiptolożką. Skąd inspiracja do napisania thrillera, którego bohaterowie obracają się w świecie nauk ścisłych?
J.Ł: Jakkolwiek absurdalnie to zabrzmi, inspiracją dla powstania obydwu powieści, było życie jakie prowadziłam i jakie w dużej mierze nadal prowadzę. Przez wiele lat byłam związana z naukowcem zajmującym się naukami ścisłymi i towarzyszyłam mu w pracy, jeżdżąc po świecie, uczestnicząc w rozmowach z innymi naukowcami etc. W obydwu książkach prezentuję niepublikowane, rzeczywiste odkrycia naukowe mojego byłego męża, Krzysztofa Zawiszy. To unikalna możliwość, którą chciałam podzielić się z czytelnikami. Jako dzieci, nastolatkowie, interesujemy się światem wokół, nauką, potem ta pasja gdzieś znika, może zostaje zduszona… Brakuje nam dobrych dydaktyków, w szkołach podstawowych, liceach, na studiach, ludzi, którzy o najtrudniejszych rzeczach potrafią opowiadać z pasją, mądrze i ciekawie. Mam nadzieje, że moje książki, tę pasje do głębszego wejrzenia w świat w czytelnikach choć trochę pobudzają.
K.F: Czy partner (Jest matematykiem) służył Pani pomocą i konsultował książkę merytorycznie?
J.Ł: Tak, mój były mąż zawsze konsultuje te moje książki, które zahaczają o świat nauki i jego odkrycia. Jest fizykiem, matematykiem, logikiem, kosmologiem, studiował astronomie. To taki trochę człowiek renesansu, bez którego odkryć i pomocy moje dwie ostatnie książki by nie powstały. Jestem humanistką, i ogromnie dużo kosztuje mnie pisanie o nauce tak, żeby zrozumiała to większość czytających, tak, jakbym sama chciała, żeby dla mnie o nauce pisano. Piszę, żeby porywać, nie nudzić.
K.F: Jak Pani sądzi? Skąd w czytelnikach zamiłowanie do historii, które odkrywają tajemnice ludzkości? Doskonałym przykładem są książki Dana Browna, które poruszyły wyobraźnię milionów czytelników na całym świecie. W pewnym momencie powstało tyle teorii spiskowych, że ciężko było odróżnić, co jest prawdą, a co fikcją literacką.
J.Ł: Teorie spiskowe, których od zawsze pełen jest nasz świat to dla mnie próba ludzkiego umysł, żeby odpowiedzieć na pytania, na które nie znamy odpowiedzi, albo na które odpowiedzi się nam odmawia. Nie wiemy wiele, dysponujemy jedynie szczątkowymi danymi, przetworzonymi informacjami, plotkami i z tych skrawków układamy bardziej lub mniej spójne historie, opowieści. Sadzę, że, generalnie, jako społeczeństwa czujemy, że nie wszystko się nam mówi, nie wszystko ujawnia, że świat jest miejscem tajemniczym, rządzonym przez niepoznane mechanizmy. To doskonały grunt dla teorii spiskowych. Oczywiście nie mówię tu o sytuacjach w których cynicznie, na przykład na polityczne zamówienie, tworzy się mity wokół wydarzeń dobrze zbadanych, w pełni poznawalnych.
K.F: Czy pisząc swoje książki inspiruje się Pani postaciami z prawdziwego życia? Być może bohaterowie „ZERA” mają swoje odpowiedniki w naukowym świecie?
J.Ł: Sądzę, że wielu moich bliskich i znajomych mogłoby się odnaleźć na kartach tej powieści, często używam imion znanych mi skądinąd osób. Trudno mi wyobrazić sobie stworzenie postaci całkiem od zera, bez cech ludzi, których znam, czy to charakterologicznych, czy związanych z ich zachowaniem i wyglądam. Nigdy oczywiście nie portretuję nikogo jeden do jednego. Wielu bohaterów „Zera” jest naukowcami, a jako, że pracuję na Uniwersytecie Oksfordzkim mam do czynienia z akademikami na co dzień. Jest wiele cech wspólnych, mianownik, do którego można ich sprowadzić, ale nie zapominajmy też o liczniku, że pociągnę tę matematyczną metaforę, a w liczniku ci ludzie bardzo, bardzo się od siebie różnią! Już sam fakt, że pochodzą z różnych miejsc na ziemi, są w różnym wieku, płci, orientacji sprawia, że stanowią cudownie kolorową mieszankę!
K.F: W książkach, które opierają się na prawdziwych wydarzeniach lub, jak w Pani przypadku, nauce bardzo ważny jest research. Jak w Pani wypadku wygląda proces powstawania książki? Ile czasu poświęca Pani na zebranie materiałów, szukanie inspiracji czy rozmowy z konsultantami?
J.Ł: Research to „Zderzacza” trwał cale lata… Żyłam i zbierałam materiały do powieści. Długo też zbierałam się, żeby odważyć się i zacząć pisać. Podróże, rozmowy, szczegółowe wywiady, wymiana e-maili z różnymi instytucjami, lektury, planowanie akcji… Samo pisanie powieści zajęło mi rok. Jeśli chodzi o „Zero”, skorzystałam ze świata i bohaterów znanych czytelnikom ze „Zderzacza”, jednak książka dzieje się w wielkiej Brytanii, w Oksfordzie, dlatego znowu konieczny był research, zupełnie różny od tego, który robiłam dla powieści dziejącej się w Szwajcarii. Zwiedzanie Oksfordu i Anglii południowej, próba zrozumienia skomplikowanego systemu związanego z pracą policji i poszczególnych służb, a także koronerów, patologów etc. No i lektury! W „Zerze” występują postaci historyczne, z których życiorysami, zwyczajami musiałam się zapoznać… Research robiłam pewnie rok, i tyle samo pisałam powieść. Długo? Dla mnie to ekspres! Swój debiut pisałam dekadę.
K.F: Jak wygląda proces tworzenia zagadki? Czy najpierw tworzy Pani rozwiązanie, a następnie tworzy zagadkę, czy rozwiązanie zagadki przychodzi do Pani w trakcie pisania?
J.Ł: Nie planuję powieści wychodząc od zagadki czy jej rozwiązania… Choć oczywiście myślę o tym, żeby nie wykładać na stół wszystkich kart aż do końca, a i na ten koniec zostawiam zwykle coś jeszcze. Na początku pracy nad powieścią jest problem, odkrycie, wokół którego buduję akcję powieści. Do odkrycia dostosowuje świat, który buduję, choć jednocześnie, pamiętam o światach, które stworzyłam w poprzednich powieściach. „Zderzacz” i „Zero” można czytać razem, ale można też osobno; powieściowe światy muszą być ze sobą spójne. Akcja buduje się powoli, mam szkielet planu, który potem się rozrasta, który pączkuje w historie i postaci poboczne… Bardzo lubię sprzęgać współczesne historie ze starymi, dlatego często tworzę powieści operujące w dwóch albo więcej planach czasowych.
K.F: Specjalizuje się Pani w książkach naukowych, w których polityka i wielkie pieniądze grają główną rolę. A jaki gatunek książek, filmów lub seriali Pani preferuje prywatnie? Czy historie z gatunku „Homeland” czy „Kod Leonarda DaVinci” również są Pani najbliższe?
J.Ł: Oh, swego czasu byłam wielka fanka „Homeland”! A jeśli chodzi o Dana Browna, to moją ulubioną jego powieścią jest „Zwodniczy punkt”, choć i „Anioły i Demony” mają specjalne miejsce w moim sercu. Czytam dużo literatury pięknej, trochę thrillerów, a jeśli chodzi o filmy czy seriale, lubię kryminały, nieoczywiste kino akcji czy produkcje około-szpiegowskie. Szalenie cenię mini seriale, nieskończone światy, w które można zanurzyć się na dłużej niż w pełnometrażowy film, a jednak to nie pięć sezonów po dwadzieścia odcinków…
K.F: Gdy tworzy Pani historię, która warstwa jest największym wyzwaniem – fabularna, kreowanie postaci? A może warstwa naukowa?
J.Ł: Najtrudniejsze jest dopasowanie fabuły do zagadki naukowej. Jeśli chodzi o bohaterów, nigdy nie mam z tym problemu, oni po prostu w pewnym momencie pojawiają się we mnie i zaczynają żyć swoim życiem. Kiedy akcja jest już rozpisana, często łapię się na tym, że w mojej głowie wyświetla się film, który opisuję, zapisuję w postaci powieści. Czasem chciałabym, żeby coś wydarzyło się inaczej, ale wola bohaterów wygrywa, i jest tak jak oni chcą.
K.F: Jakie ma Pani plany na najbliższy czas? Czy jest szansa na spotkanie bohaterów „Zderzacza” i „Zero” ponownie?
J.Ł: Tak, jest! Zaczęłam „research” do trzeciej części tej naukowej odysei.
K.F: W Pani książkach zanurzyliśmy się już w świat fizyki, matematyki, co czeka na czytelników teraz?
J.Ł: Rzecz skupi się na dokonaniach średniowiecznego mnicha, który w XIII wieku wynalazł maszynę, która odpowiada na wszelkie możliwe pytania filozoficzne, metafizyczne, w taki sposób, że wiemy, czy coś jest prawdą czy fałszem. Po jego śmierci przestano rozumieć istotę jego pracy, która zaanektowana została przez alchemię i inne, lekko szemrane, dziedziny około naukowe. Będzie też znowu dużo Oksfordu, południowej Anglii, ale i bardziej odległych, egzotycznych destynacji!
K.F: Czekamy na premierę!





