Życie z ADHD. Brakująca instrukcja obsługi

ADHD to nie moda. Rozmowa z Olimpią Jenczek

przez

16/06/2025

8 minut czytania
5/5 (1 – ilość ocen)

„ADHD to nie moda. To, że mówi się o nim więcej, wynika z tego, że coraz więcej osób się diagnozuje. Widzimy też wielu twórców internetowych, którzy dzielą się swoją historią – co naturalne, bo to zawód, który bardzo „lubi się” z ADHD. Może się wydawać, że „wszyscy nagle mają ADHD”, ale to efekt bańki – algorytmy pokazują nam to, co już nas interesuje.” Mówi Olimpia Jenczek. O uldze po otrzymaniu diagnozy, zmianach w życiu po jej otrzymaniu, i o tym, że wciąż jest wiele do zrobienia w temacie szerzenia świadomości o diagnozie ADHD mówi , autorka wydanej niedawno przez Wydawnictwo W.A.B. książki „Życie z ADHD. Brakująca instrukcja obsługi”.

Kacper Frączkiewicz:  Diagnoza ADHD. Jak to się zaczęło? Skąd pojawiła się w Tobie potrzeba szukania pomocy?

Olimpia Jenczek: Zaczęło się od leczenia zaburzeń lękowych – byłam już w procesie terapeutycznym, brałam leki i te objawy powoli zaczęły ustępować. Ale czułam, że to jeszcze nie wszystko. Że to, co leczę, to tylko fragment większej układanki. Niby lęki zaczynały się wyciszać, ale wciąż było we mnie coś nieuchwytnego, coś, co nie dawało spokoju. Miałam wrażenie, że brakuje jednego ważnego puzzla.

A skąd pomysł, że to właśnie może być to?

Totalnie przypadkiem – usłyszałam na randce, że chłopak, z którym się spotykałam, dostał sugestię zrobienia diagnozy ADHD. Zaczął opowiadać o objawach i wtedy coś mi kliknęło. Wróciłam do domu i zaczęłam googlować. A potem TikTok zrobił swoje – algorytmy podsunęły mi mnóstwo treści o ADHD i… to było jak olśnienie. Zobaczyłam siebie w tych opowieściach.

Co poczułaś, gdy otrzymałaś TĘ diagnozę?

Ulgę. Ogromną ulgę. Przez cały proces diagnostyczny układałam sobie w głowie puzzle i z każdym kolejnym elementem wszystko nabierało sensu. Gdyby wtedy ktoś powiedział, że to nie ADHD, poczułabym rozczarowanie. To była inna sytuacja niż przy moich typowych hipochondrycznych lękach – wtedy zawsze miałam nadzieję, że się mylę. Tu – przeciwnie. Chciałam potwierdzenia. Bo ta diagnoza nie była końcem, tylko początkiem rozumienia siebie na nowo.

Co zmieniło się w Twoim życiu po diagnozie ADHD?

Bardzo dużo. Przez lata słyszałam od terapeutki, bliskich czy znajomych, że jestem dla siebie za surowa. Ale dopiero po diagnozie coś kliknęło – zrozumiałam, że to nie kwestia braku silnej woli czy złych decyzji, tylko neurotyp, z którym żyję od zawsze.

Zaczęłam słuchać swojego ciała. Przez lata chorowałam co kilka tygodni, zajeżdżając się pracą, stresem, śmieciowym jedzeniem i brakiem snu. Dziś naprawdę odpoczywam – mam za sobą cztery wakacje bez komputera i uczę się, że jak jestem chora, to mam prawo po prostu leżeć i nie działać z łóżka.

Zmniejszyła się moja prokrastynacja – nie z powodu magicznych technik, tylko dzięki farmakoterapii. To nie był cud, tylko małe zmiany w codzienności: idę na pocztę, jak trzeba, a nie po tygodniu; odpowiadam na maile, gotuję, chodzę W MIARĘ regularnie na siłownię etc.. I choć nadal zdarza mi się odwlekać rzeczy (ta książka to żywy przykład), to skala jest zupełnie inna.

Zapanowałam nad impulsywnymi zakupami, polubiłam ogarnianie codziennych obowiązków, a największą transformacją było to, że przestałam być ciągle w trasie. Kiedyś uciekałam w podróże – dziś to ja decyduję, czy chcę wyjechać, a nie moje ADHD.

To wszystko nie znaczy, że nagle jestem „naprawiona”. Wciąż się przebodźcowuję, nadal zapominam o urodzinach, bywa że pracuję za dużo, itp. itd. Ale teraz mam większą świadomość siebie, swoich zasobów i ograniczeń – i to jest dla mnie największa zmiana.

Często mówisz o ADHD, jak o supermocy, w mediach i dyskusji publicznej w ostatnim czasie wątek jest często poruszany. Jak odniosłabyś się do krytycznych opinii, że ADHD jest teraz modne?

Staram się unikać określania ADHD mianem supermocy. Nawet w mojej książce poświęciłam temu osobny rozdział – bo dla niektórych osób ADHD może być źródłem kreatywności, energii czy nieszablonowego myślenia, ale jednak dla większości jest realnym ograniczeniem i wiąże się z wyzwaniami każdego dnia. Romantyzowanie ADHD to spłycanie tematu – bo mimo wszystko to przede wszystkim zaburzenie neurorozwojowe, które potrafi przynieść sporo cierpienia.

ADHD to nie moda. To, że mówi się o nim więcej, wynika z tego, że coraz więcej osób się diagnozuje. Widzimy też wielu twórców internetowych, którzy dzielą się swoją historią – co naturalne, bo to zawód, który bardzo „lubi się” z ADHD. Może się wydawać, że „wszyscy nagle mają ADHD”, ale to efekt bańki – algorytmy pokazują nam to, co już nas interesuje.

To trochę mechanizm zmiany społecznej – żeby coś stało się „normalne”, najpierw musi się wydawać, że jest „wszędzie”. Ale to nie znaczy, że ADHD stało się modne. To znaczy, że nareszcie zaczynamy o nim mówić głośno. I szczerze – większość osób, gdyby miała wybór, wolałaby mieć neurotypowy mózg.

Czy myślisz, że mimo tego, że o ADHD jest teraz głośno, w temacie jest jeszcze coś do zrobienia?

Zdecydowanie tak – właściwie mam poczucie, że to dopiero początek. Owszem, ADHD jest dziś bardziej widoczne w mediach i w rozmowach publicznych, ale wciąż mamy ogromne braki: w systemie ochrony zdrowia, w edukacji, w miejscach pracy. Diagnozy są trudnodostępne, terapia kosztowna, a wsparcie po diagnozie często kończy się… no właśnie na samej diagnozie.

Brakuje też zrozumienia – nie tylko tego książkowego, ale empatycznego, codziennego. Tego, że ADHD może wyglądać bardzo różnie u różnych osób. Że to nie tylko „brak koncentracji” albo „dużo energii”, ale też wyzwania z regulacją emocji, przebodźcowaniem, relacjami, samooceną.

Więc tak – mamy jeszcze mnóstwo do zrobienia: edukacyjnie, społecznie, instytucjonalnie. I dobrze, że temat się przebija, bo to daje nadzieję, że coś się będzie zmieniać. Ale to nie znaczy, że już jesteśmy „po robocie”.

Diagnoza ma swoje ciemne strony. W swojej książce piszesz o „żałobie po diagnozie”. Opowiesz o niej więcej?

Tak jak już wspominałam – u mnie zaraz po diagnozie przyszła ogromna ulga, ale tuż po niej, niemal natychmiast, pojawił się żal. I to głęboki.

To była żałoba za tym, ile czasu minęło bez zrozumienia, ile błędnych etykiet sobie przykleiłam, ilu trudności mogłam uniknąć, gdybym dostała pomoc wcześniej. Żal do systemu, do specjalistów, a nawet do rodziców – choć wiem, że działali w dobrej wierze, a świadomość kiedyś była zupełnie inna.

Przeszłam wszystkie klasyczne etapy żałoby. I choć to nie był łatwy proces, to bardzo mnie wzmocnił. Bo żeby iść dalej, trzeba czasem naprawdę opłakać to, co się straciło.

Jesteś bardzo aktywna w Social Mediach, jesteś popularyzatorką wiedzy o ADHD, dlaczego zdecydowałaś się na formę książki?

Jak zdecydowałam się, że chcę napisać książkę, to tych publikacji o ADHD na polskim rynku wcale jeszcze nie było tak dużo. Brakowało mi szczególnie perspektywy osoby z diagnozą – nie naukowca, nie terapeuty, tylko właśnie samorzeczniczki.

A poza tym… po prostu poczułam, że muszę to zrobić. Że to się musi zadziać.

Social media są świetne do szybkiego kontaktu, do reagowania tu i teraz, ale książka daje coś innego – przestrzeń na pogłębienie, na zatrzymanie się. Chciałam opowiedzieć o ADHD inaczej niż w rolce czy poście – z oddechem.

Czym napisanie książki było dla Ciebie?

Z perspektywy czasu widzę, że było to dla mnie pewnego rodzaju domknięcie żałoby po diagnozie. Taka osobista kropka nad „i”. Moment, w którym mogłam zebrać, uporządkować i ustrukturyzować wszystko, czego nauczyłam się przez ostatnie lata – o ADHD, o sobie, o innych osobach z tym rozpoznaniem.

To było też podzielenie się historiami, które słyszałam od innych, z którymi rozmawiałam, które mnie poruszyły – i które pokazały mi, że nie jestem w tym wszystkim sama. Że to, co przeżywam, to coś więcej niż jednostkowe doświadczenie – że jest w tym wspólnota, z którą warto się połączyć.

Pisanie było dla mnie ulgą. Takim wewnętrznym porządkiem – nawet jeśli nie wszystko dało się idealnie poukładać. To było jak wyjęcie z siebie czegoś, co domagało się przestrzeni. I właśnie w tej książce ją znalazło.

Jak wyglądał ten proces? Czy korzystałaś z aplikacji, metod koncentracji, czy wspierali Cię bliscy?

Bardzo wspierali – i jestem im za to ogromnie wdzięczna. Za wyrozumiałość dla mojego „dzisiaj nie mogę, piszę książkę”, za motywowanie, gdy utknęłam, i za wiarę wtedy, gdy sama tę wiarę chwilowo traciłam.

Korzystałam z jednej podstawowej techniki, która sprawdza mi się w wielu innych obszarach życia – zacznij od małego kroku. Nie myśl o całej książce, nie myśl o 200 stronach – pomyśl o jednym akapicie. Jednym zdaniu. I bardzo często było tak, że z tego jednego kroku nagle wpadałam w hiperfokus i pisałam całą stronę, potem kolejną, i kolejną.

To nie był łatwy proces – pełen wzlotów i upadków, przerw i frustracji – ale był prawdziwy. I właśnie dzięki temu mam poczucie, że ta książka nie powstała „obok ADHD”, tylko razem z nim.

Kluczowe okazało się też to, że zrezygnowałam z self-publishingu i zdecydowałam się wydać książkę z Wydawnictwem W.A.B. Myślę, że to właśnie świadomość, że ktoś czeka na tekst, że się zobowiązałam i mam konkretne terminy, sprawiła, że ta książka naprawdę ujrzała światło dzienne.

Na koniec, co powiedziałabyś 15-letniej sobie?

Nie jesteś głupia, ani leniwa. Trudności z jakimi się mierzysz, mają swoje uzasadnienie, tylko jeszcze nikt tego nie widzi. Jesteś mądrą, zaradną dziewczyną i poradzisz sobie w życiu, nie musisz się o siebie martwić.

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *