Stany Zjednoczone Ameryki. Nastoletnia Chloe wiedzie ciężki żywot u boku matki narkomanki. By nie umrzeć z głodu sprząta domy bogatych ludzi. Jednak wszystko się zmienia za sprawą syna małżeństwa lekarzy. Andres wyznaje dziewczynie, że zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia. Mimo, że rodzice chłopaka nie popierają ich związku, dziesięć lat później para bierze ślub. Po paru dniach rodzice Andresa przychodzą z podkulonymi ogonami do nowożeńców z pewną niespodzianką. Fundują synowi i jego małżonce podróż poślubną do Meksyku. Mimo, że Chloe wydaje się to dziwne i nie ufa swoim teściom, małżonkowie wsiadają do samolotu. Na miejscu czeka już na nich kierowca, by przetransportować ich do hotelu, a przynajmniej tak zostaje im powiedziane. W rzeczywistości Chloe zostaje uprowadzona, by stać się żywą lalką, seksualną zabawką meksykańskiego bossa narkotykowego. Czy miłość do męża pozwoli Chloe przetrwać horror pełen gwałtów i upokorzeń..? Na wstępie małe ostrzeżenie – książka nie jest dla każdego! „Zrodzony z gniewu” nie jest zwykłą niegrzeczną książką. To dark romance. Niewskazany dla osób niepełnoletnich. Nieodpowiedni dla zbyt wrażliwych na ludzką krzywdę. Przyznam, że to moje pierwsze spotkanie z tego typu literaturą. I cieszę się, że było to spotkanie udane. Jeśli chodzi o brutalność, to w moim przypadku poprzeczka jest podniesiona bardzo wysoko. Zazwyczaj odbieram sceny przemocy w książkach jako słabe, niewystarczające. Tutaj byłam w pełni usatysfakcjonowana! Chloe, jak i reszta dziewcząt - lalek były traktowane niehumanitarnie. Jak żywe zabawki. Były kąpane, przebierane i gwałcone przez swojego Właściciela. Gdy On wchodził do pokoju, dziewczęta musiały zastygnąć w takiej pozycji, w jakiej On je zostawił. Były tresowane, poniżane, zmuszane do różnych aktywności. Jednak to Chloe miała najtrudniej, bo jako jedyna nie przeszła tresury i pamiętała o swoim dawnym życiu u boku Andresa. A tego Właściciel nie potrafił znieść. Mikail to skomplikowana postać. Jego zachowanie z jednej strony można uznać za usprawiedliwione, a z drugiej nie. Bo jakim trzeba być zwyrolem, by tak potraktować drugiego człowieka? Naprawdę nie wiem, czy go polubiłam, czy znienawidziłam, bo wraz z postępem fabuły, czytelnik ma coraz bardziej sprzeczne ze sobą uczucia. Tak że, Paulino. Ten bohater Ci wyszedł i to naprawdę dobrze! Ogromnym plusami niniejszej książki są: brak syndromu sztokholmskiego, ukazanie miłości jako największej motywacji do przetrwania oraz budującej serce przemiany, jaka nastąpiła w bohaterach. „Zrodzony z gniewu” najpierw łamie człowiekowi serce na kawałki, by pod koniec je posklejać ciepłym, słodkim miodem. Początkowo myślałam, że fabuła pójdzie w innym kierunku. Spodziewałam się, że Paulina „ugryzie” to z innej strony. Czy mnie to rozczarowało? Absolutnie nie! Książka jest świetna. Zaskakuje, wciąga i angażuje emocjonalnie. Do tego styl autorki, który sprawia, że nie sposób oderwać się od lektury. „Zrodzonego z gniewu” czyta się błyskawicznie. Niech moje dobre słowa będą dla Was zachętą. Jeśli się nie boicie – przeczytajcie. Życzę Wam odwagi, by poznać tę historię, bo jest tego warta.