Rock Chick i Nightingale Investigation - tych dwóch niepowtarzalnych ekip nie trzeba nikomu przedstawiać. Seria już dawno okryła się sławą, a wszyscy fani z niecierpliwością wyczekują kolejnej odsłony przygód tych szalonych ludzi. Przyznam się szczerze, że sięgając po ten tom miałam mieszane uczucia. Z jednej strony nie mogłam się już doczekać lektury, bowiem kolejny tom to niemal jak powrót do domu po długiej nieobecności. Z drugiej strony miałam obawy, czy Autorce starczy pomysłów na siódmą już część tak, by nie zanudzić czytelnika i nie powtarzać poprzednich schematów? Stwierdziłam, że przeczytam prolog, zobaczę jak się wczuję w historię. I cóż, po prologu przeniosłam się w bardziej odosobnione miejsce w domu i zrobiłam przerwę dopiero po ponad stu stronach (gdyby nie przymus wczesnej pobudki do pracy z całą pewnością brnęłabym dalej!). To kolejna nieodkładalna, całkowicie pochłaniająca powieść Kristen Ashley. Boska okładka to jedynie przedsmak naprawdę świetnej historii. To 510 stron pełnych akcji, emocji, przeróżnych uczuć, wspaniałych relacji międzyludzkich i niebezpieczeństwa. Gdy jesteście zmuszeni zrobić przerwę w lekturze to i tak częściowo Wasza głowa jest w Denver. Jedno jest pewne - nie można przejść obok tej pozycji obojętnie!
Sadie zyskała miano lodowej księżniczki nie bez powodu. Nigdy nie pokazywała emocji, zawsze wiało od niej chłodem, a opanowania mógłby jej pozazdrościć niejeden zimnokrwisty morderca. Choć, aby nie było wątpliwości, Sadie pomimo bycia córką króla narkotykowego świata, nie ma nic wspólnego z tym "biznesem". Kocha sztukę i niewielką galerię, którą prowadzi. Sadie do tej pory była samotna. Nie miała przyjaciół, nie była w stanie utrzymać żadnego związku. Otoczona mnóstwem osób, tak naprawdę od śmierci matki była skazana jedynie na siebie. Gdy problemy ją doganiają, ona stawi im czoła (bo to dziewczyna silna jak stal!) ale przede wszystkim pozna siebie oraz smak prawdziwej przyjaźni. Czy tak dumna i przyzwyczajona do tego, że ludzie odchodzą, zawodzą i zawsze czegoś od niej chcą, będzie potrafiła otworzyć się na nowe życie?
Hector to nieodrodny członek NI. Zaborczy maczo, który dokładnie wie, czego chce i nie zawaha się po to sięgnąć. Nie wstydzi się pracy fizycznej, okazywania swoich uczuć ale i sięgnięcia po broń. To mieszanka iście wybuchowa, nie sądzicie? Do tego jego nastroje zmieniają się w ciągu sekundy, bo dość emocjonalnie podchodzi do wielu spraw ale najbardziej do Sadie. Czy przekona tę dziewczynę do siebie? Czy jednak nie starczy mu cierpliwości i samozaparcia?
W tej części jest dużo akcji, mnóstwo niespodziewanych zwrotów fabuły oraz odrobinę mniej szalonych pomysłów Roch Chicks i każdy ten aspekt uważam za duży plus. Co warte podkreślenia, ta książka jest tak genialnie napisana, że nie trzeba znać poprzednich części by w pełni cieszyć się lekturą. Oczywiście, bardzo polecam wszystkie tomy (jedne bardziej skradły moje serce, drugie mniej- wiadomo, ale ogólnie bardzo pozytywnie oceniam cykl jako całokształt). Autorka bardzo mocno podkreśla w tej części siłę przyjaźni i wsparcia jakie daje, bezinteresownego, płynącego z głębi człowieka. Pokazuje też rodzinę, to jak powinna wyglądać i jak cudownym uczuciem jest bycie kochanym, bez oceniania, tak zwyczajnie, bezwarunkowo. Wraz z Sadie uczymy się przyjmować różne rodzaje miłości, nie tylko romantycznej ale i rodzicielskiej czy przyjacielskiej. Każdy moment wymagający zaangażowania ekipy NI i RC sprawia, że serce czytelnika rośnie, a uśmiech sam kwitnie na twarzy. Nie obejdzie się też bez wzruszeń, bo cały ten tom jest po prostu genialnie napisany. Biję się z myślami czy to czasem nie jest najlepsza część serii. Tak czy inaczej, niezależnie od werdyktu, absolutnie należy ją przeczytać, comprende? ;-) A teraz czekam na historię Ally i nie mogę się doczekać powrotu Rena, który już dawno zdobył moje serce!