Mamy dziś dla Was recenzję książki Magdaleny Szweda pt. „Król Midas".
Jest to historia młodej kobiety, która całe życie ma pod górkę. Odejście ojca, śmierć matki, ukochany brat w więzieniu i jeszcze chłopak sadysta. Niewiele rzeczy idzie po jej myśli, jednak trzeba jej przyznać, że jest twarda. Nie poddaje się, walczy do końca, a wieść o ciąży motywuje ją do tego jeszcze bardziej. Jednak niedługo potem Emily spotyka na swojej drodze Leonarda Binentiego, którego przydomek nosi miano Króla Midasa, ponieważ wszystko, czego się dotknie, zamienia w złoto. Ale czy na pewno? Odnosiłam wrażenie, że Emily jest zagubiona we wszystkim, co robiła lub mówiła. Przechodziła ze skrajności w skrajność, jej nastawienie względem Leonarda zmieniało się bardzo często, na co już w pewnym momencie przewracałam oczami. Wzmianek o jej ciąży było jak dla mnie mało, przez co często zdarzyło mi się o tym zapomnieć, a wydaje mi się, że powinna to być jedna z ważniejszych kwestii, w końcu nie wszyscy są tak wspaniali, aby przygarnąć cudze dziecko. Bohaterka sama czasem zachowywała się lekkomyślnie, jakby również o tym zapominała. Podobnie było z udziałem jej brata. Żywiła do niego ogromne uczucia, ponoć był jedną z najważniejszych osób w jej życiu, a jednak wzmianki o nim były wręcz znikome. Pojawienie się ojca Emily po ośmiu latach nieobecności, również było dla mnie mało zrozumiane. Kobieta zachowywała się, jakby ostatni raz widziała go kilka dni wcześniej, a nie kilka lat. Zero zaskoczenia i innych emocji, które powinny towarzyszyć podczas takich sytuacji. On również pojawił się i zniknął, a wywnioskowałam, iż będzie miał duży wpływ na losy Emily. Niestety się rozczarowałam. Jeśli chodzi o Leonardo, to owszem, został przedstawiony jako tytułowy Król Midas. Wydostał się z ubóstwa, pozbył ojca łajdaka i odniósł sukces. Nie miał skrupułów i był nieugięty. Jednak nie zawsze. Często łapałam go na niezdecydowaniu, niepewności, krył swoje uczucia, aby nie narażać Emily, a zaraz potem jasno dawał wszystkim do zrozumienia, co ich łączy. Wyłapywałam momenty, w których brakowało mu pazura i zdrowego rozsądku, co dla mnie zdecydowanie nie zgadzało się z pierwotnym opisem. „Król Midas” to książka, jakich pełno. Zaskoczył mnie jedynie końcowy wątek, podczas którego wyszło, kto był czarnym charakterem. Takiego obrotu spraw się nie spodziewałam. Wiele się działo, zdarzały się ciekawe momenty i opisy, jednak cała reszta nie była dla mnie niczym nowym. Brakowało mi naturalności i jakiejś konkretnej więzi pomiędzy bohaterami. Tempo akcji było dość szybkie, akcja przeskakiwała cały czas, a wiele wątków nie zostało nam do końca przedstawione w taki sposób, w jaki powinno być to zrobione. Autorka popędziła ku końcowi, nie zwracając uwagi na całą resztę. Książka raczej przeciętna, aczkolwiek może niektórym przypadnie do gustu.