Zaskoczyła mnie ta książka! Zachwyciła! Bo chociaż z niejednego pieca jadłam, a język polski to mój konik, to nigdy bym nie przypuszczała, że można stworzyć tak rewelacyjną pozycję o związkach frazeologicznych! Tak wesołą i przystępną. I obszerną!
Co tu dużo mówić, język polski nie jest łatwy. Skomplikowana odmiana przez przypadki, przyprawiająca o dreszcze ortografia i jeszcze cała masa powiedzonek, których znaczenia nie można traktować dosłownie. Te ostatnie są dla dzieci niczym marsjański szyfr, który potrafi narobić niezłego bigosu.
Bohaterowie książki - Baśka i Maks, postanawiają zrozumieć, co właściwie mają na myśli dorośli, mówiąc różne dziwaczne rzeczy. Chociażby takie, że ktoś ostrzy sobie zęby, lata z wywieszonym językiem, pali za sobą mosty, ma dziurawe ręce, czy łapie Pana Boga za nogi. Oczywiście to tylko maleńki przykład, bo dorośli siedzą też pod pantoflem (lub na tureckim kazaniu), płacą żywą gotówką, owijają sobie kogoś wokół palca i robią całą masę innych, cudacznych rzeczy.
Aby dowiedzieć się, o co właściwie w tym wszystkim chodzi, dzieci rozpoczynają prywatne śledztwo. Bardzo profesjonalne, bo z wywiadami, eksperymentami, dokładną obserwacją, a nawet bajkami i przepisami kuchni polskiej (będą np. rzucać grochem o ścianę).
Na blisko 300 stronach śledzimy, jak krok po kroku, Baśka i Maks rozszyfrowują język, który chociaż jest polski, to początkowo brzmi absurdalnie niezrozumiale. A wszystko w towarzystwie dowcipnych, dynamicznych, urozmaiconych ilustracji.
Świetna jest ta książka! Gorąco ją Wam polecam! Od 8 r.ż.